Powrót do Magicznego Lasu

Och, mój Lesie! Jakżeś się zmienił! Mała wieś otoczona lasami, dookoła niej łąki, a za łąkami gęsta ściana lasu. Las przedziela na pół asfaltowa droga. Część zachodnia, to właśnie kwietne, pachnące łąki oraz monokulturowy, sosnowy bór o miękkiej niezarośniętej krzaczyskami ściółce. Biały — jakby powiedział zawodnik BnO. Część wschodnia, to porastający wzgórza dziki ostęp pełen grądów, olsów i buczyn. To łęgi, torfowiska i absolutnie puszczański charakter lasu. To ostoja zwierzyny, gdzie drogę przebiegają stada jeleni, w zaroślach słychać odgłosy dzików i gdzie można natknąć się na borsuka, a nawet na tropy wilków.

Dystans

Dystans to krwawy rzeźnik. Obdziera cię z resztek sił, jak wampir wysysa energię. Pożera powoli, a potem wymiotuje, na linii mety, twoimi na wpół strawionymi resztkami. To on sprawia, że balansujesz na skraju obłędu. Jednocześnie pragniesz zakończyć mękę i przeć do przodu. Odwieczny dylemat. Ciężka próba. Dystans stawia cię przed lustrem. Zrywa z twej twarzy maskę. Spójrz! Czy widzisz siebie, bezbronnego wobec jego oblicza? Jedyną obroną jest atak, orężem – niezłomna wola.

Biegacz 2.0

I stało się. Biegłem nieprzerwanie przez godzinę, przez sześćdziesiąt minut, przez trzy tysiące sześćset sekund, przez jedną dwudziestą czwartą doby. Identycznie jak szesnaście lat temu, gdy rozpoczynałem swoją biegacką przygodę. I wiecie co? Jestem biegaczem. Ponownie. Kilka lat temu rozstałem się z napieraniem, jak myślałem, na zawsze. Po głupim błędzie, gdy podczas treningu rozpieprzyłem sobie lewe kolano, ortopedzi nie pozostawili mi złudzeń. To koniec. Gruzy. Póki co, nie do naprawy.

Taka mantra...

… zależy kto czego poszukuje w życiu. – Odpowiedział mąż mojej koleżanki, na mój laicki komentarz dotyczący jego ostatniej wyprawy (choć Sahib twierdzi, że ani to wyprawa, ani wyczyn) do Norwegii, gdzie trawersował, wspólnie z dwoma znajomymi, górski płaskowyż Hardangervidda. Napisałem, że taka wędrówka przez śnieżny płaskowyż jest lekko nudna i brakuje w niej urozmaicenia. Idą, idą, idą. Dookoła biało. Idą, idą, śpią, idą, idą. Jednak po chwili zastanowienia tknęło mnie.

Czas na wpis

W ramach recyklingu czasu, oczyszczam przestrzeń dookoła siebie. Pozbywam się przedmiotów, nawyków, unikam czasożernych urządzeń. Każdy złodziej czasu prędzej czy później trafi pod topór, na szafot. Zostanie odcięty od mojego życia. Nie, nie jestem ascetą, masochistą, nie chodzi też o modny ostatnio minimalizm. Bywa tak, że pewnych „elementów” nie mogę trwale usunąć na margines. Szukam alternatywy. Laptopa prawie nie uruchamiam, pocztę sprawdzam za pomocą telefonu komórkowego. Okazało się, że dzień wydłużył się o godzinę, nawet dwie.