Wyobraźcie sobie taką scenę.
Słońce skryło swe lico za horyzontem. Błękit nieba zdominowała szarość. Trzeba wytężać wzrok, aby dojrzeć szczegóły. Przed wami ciągnie się piękna leśna droga, otoczona z dwóch stron strzelistymi sosnami, których korony niemal giną w chmurach. Z lasu na drogę wypływa niczym biała lawa, delikatny opar. Mgiełka tworzy niezwykły klimat, podkreślając majestat lasu. Biegniecie, chłonąc zachłannie piękno lasu, wciągając głęboko do płuc rześkie powietrze. W jednej chwili to się staje, przepływa przez was energia. Od stóp, do czubka głowy. Bijące serce wyznacza rytm. Bu bum, bu bum, bu bum… Odpływacie. I nagle z lewej strony, tuż obok was, rozlega się hałas. W mgnieniu oka na drogę wypada wielkie stado dzików. Dziki przecinają dukt i znikają w przeciwległym lesie. Stajecie jak wryci. Lekko wystraszeni, ale podekscytowani. A dziki przewalają się nadal. Pędzą kawalkadą niczym chorągiew ciężkiej jazdy. Ziemia drży. W powietrzu unosi ostra woń zwierza. Spektakl trwa. Grzbiety odyńców śmigają. Z lewej na prawą, z lewej na prawą, z lewej… Momentalnie nieskończony tabun się urywa. Ostatnia para warchlaków ginie w krzakach. Następuje grobowa cisza. Aż boli. W powietrzu unosi się kurz i mgła. Stoicie z otwartymi ustami, a serce wam łomocze jak po długim sprincie.
To las…