Daniel i ja. Sto trzynaście kilometrów kręcenia po lubuskich ścieżkach, szutrach i asfaltach. Odwiedzone miejscówki z młodości, z dzieciństwa. Przystanek pamiętający zeszłą epokę, na którym wyczekiwałem w nieskończoność autobusu do miasta. Zapomniana stacja, zarośnięty peron, z którego wyruszyłem na swoją pierwszą karatecką przygodę. Kanały, jeziora, lasy oraz łąki pełne krwiożerczych bestii. Upał, śmiganie w pełnej lampie i lody z lokalnych sklepików.
Epicka KOLEJ na ROWER, w której się zakochałem. Rowerowa ścieżka biegnąca nieistniejącą trasą koleją. I te detale: perony, mostki, bocznice, przejazdy, stare stacje kolejowe.
Wspaniałe towarzystwo Daniela, którego spokój i opanowanie imponują mi niezmiernie. Prawdziwego fightera, z którym swojego czasu napieraliśmy na trasie Harpagana.
Lato, rowery, trasa z planem bez planu, chill.